Rozdział 3 - "Pomyłka"
- że…? – za długo czekałam na odpowiedź i przestało mi się to podobać. – skończysz czy nie?
- warunek jest taki: musisz się ze mną umówić. – dalej staliśmy bardzo blisko siebie.
- a mam inne wyjście niż się zgodzić?
- no wiesz, to twoja decyzja. – na jego twarzy pojawił się zawadiacki uśmieszek.
-ok. zgadzam się, ale robię to tylko ze względu na Lindy.
- spoko. – podniósł ręce w geście poddania. – to gdzie ona jest?
- na swoim stanowisku. Idź tam, ja pójdę się przebrać i zaraz do was dołączę i będziecie wtedy mogli iść.
Szybko ruszyłam w stronę głównego budynku. Mieściły się tam szatnie, w których mieliśmy swoje szafki. Ja miałam pecha, bo moja znajdowała się w ostatniej części budynku, więc miałam długą drogę do pokonania. Ale dało się to znieść.
Na szczęście w środku było pusto, więc śmiało mogłam biec wzdłuż korytarza. Nagle, sama nawet nie wiem skąd wyrosła przede mną jakaś postać. Po złapaniu równowagi ujrzałam przed sobą Chaz’a. Zdziwiło mnie to. Skąd on się tu wziął i jak wszedł? Przecież dostęp mają tu tylko pracownicy. Ale w sumie to dziś raczej nie powinno mnie nic zdziwić.
- Paula, nie wiesz gdzie jest Justin?
- poszedł do Lindy.
- aha. To trudno, później z nim pogadam.
- jak chcesz. Ja teraz muszę iść. Na razie. – minęłam go szybko i zaczęłam biec dalej.
1994. Trzeci rząd, górna część, jedenasta szafka od wejścia. Właśnie tam była moja szafka. Dostałam szósty numerek od końca i do tego jeszcze rok mojego urodzenia. Szybko ją otworzyłam. Szok. W środku ujrzałam czerwoną kartę z napisem: „Paula”. Szybko ją otworzyłam, nie przejmowałam się, że mogę ją podrzeć. W środku była mała karteczka. Ktoś nabazgrał, bo inaczej nie dało się tego określić, jedno zdanie. „Nie wydaje mi się, żeby on był ciebie wart. C***”. No to wszystko jasne i już nawet chyba wiem kto to podrzucił. Chaz, chłopie wkopałeś się.
Liścik wrzuciłam do szafki, wzięłam koszulkę do ręki i szybko ją założyłam. Za długo to wszystko trwało. Pędem ruszyłam z powrotem.
Lindy i Justin stali przy stoisku. Nie było nikogo oprócz nich.
- no dobra, możecie iść. – uśmiechnęłam się do nich i zajęłam swoje miejsce za blatem.
- dzięki Paula. – Lindy mi pomachała i odeszła.
Justin nie odezwa się ani słowem. Założył kaptur na głowę, nie wymawiając ani słowa, samymi ruchami warg powiedział: „Pamiętaj. Umowa.” i sobie poszedł. Nie przejęłam się tym. Wzięłam się do roboty.
Do wieczora nie miałam za wielkiego ruchu. Na szczęście moje stanowisko było zamykane najwcześniej ze wszystkich. Gdy robiło się ju ciemno, nawet lampki nie pomagały, nie było za wiele widać. Wybiła 7. Przyszedł Nick i pomógł mi wszystko pochować i zamknąć budkę.
Zameldowałam u kierownika to co trzeba było, oddałam utarg i poszłam znów się przebrać. W szatni było pełno ludzi. Jak zawsze o tej porze. Nie znałam prawie nikogo z nich.
Wychodząc z Luna Parku znów na kogoś wpadłam. Tym razem nie zdziwiłam się. Stał przede mną chłopak w kapturze. Tylko jedna osoba mogła się w ten sposób tutaj pojawić. Justin. No nie. A liczyłam, że uda mi się wymigać i nie będę musiała się z nim spotkać. Ale chyba nic z tego.
- śledzisz mnie, czy jak?
- a co chciałabyś? – zdjął kaptur z głowy.
- nie wiem czy by mi to na dobre wszyło. Już jestem wystarczająco sławna.
- a to ty jesteś tą nową dziewczyną Bieber’a?!
- nie. chyba sobie mnie z kimś pomyliłeś. – minęłam go jednym krokiem i ruszyłam wzdłuż chodnika. Robiło się już późno i tata pewnie czekał na mnie w domu. Nie uprzedziłam go, że wrócę tak późno. Od kąd mama od nas odeszła, bardzo się o mnie martwił. Stał się bardzo wrażliwy na moim punkcie.
- a co nie chciałabyś być? – cały czas szedł koło mnie.
- nie zastanawiała się nad tym.
- czyli jednak. – zaczęłam się śmiać.
- nie ma co, ty to jesteś prze.
- co mam przez to rozumieć? – zatrzymał się.
- myślisz, że każda dziewczyna, którą spotkasz od razu na ciebie poleci?
- nie.
- twoje zachowanie mówi coś innego. A teraz sory, ale śpieszy mi się do domu.
- pozwól się chociaż odprowadzić.
- jeśli ma cię to usatysfakcjonować to mogę się na to zgodzić.
Poszliśmy dalej. Całą drogę nie zamykała mu się buzia. Nie wiedziałam, że jest aż tak rozgadany. Co chwila mnie czymś zaskakiwał.
W końcu znaleźliśmy się pod moim domem. W domu nie świeciło się żadne światło. Tylko na werandzie była zaświecona lampka, nad drzwiami. Tata już pewnie spał.
- tutaj mieszkam.
- mam rozumieć, że już mam iść?
- jak chcesz.
- wiesz, dziwna z ciebie dziewczyna.
- wiem, ale dzięki, że mi to uświadomiłeś.
- ależ proszę cię bardzo. – zaczął się śmiać, ale po chwili zrobił się poważny. –czemu jesteś taka… oschła w stosunku do mnie?
- sorka, ale nie bawi mnie zabawa w: „Oh! To Justin Bieber!” – po prostu chciałam być szczera.
- ja ci nie karzę się w to bawić. Nawet nie musisz mnie traktować jakbym nim był, nawet wolę żebyś zapomniała, że jestem tym kim jestem.
- myślałam, że chcesz bym cię traktowała tak jak traktują cię inni.
- no to się pomyliłaś.
Takiego biegu wydarzeń jaki miał właśnie miejsce, się nie spodziewałam. Dopiero teraz dotarło do mnie, że on wcale nie musi być tylko gwiazdą muzyki. On ma prawo być i jest zwykłym chłopakiem. Szkoda tylko, że mało kto to dostrzega. Zrobiło mi się teraz naprawdę głupio. Źle się czułam z tym jak się wcześniej zachowałam.
- tak i zaczynam tego żałować. Sorka, tak głupio wyszło.
- mam pomysł. – na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Do tego stopnia szeroki, że ukazały się jego śnieżno białe zęby. Kolana zaczęły mi się uginać, ale w porę ochrzaniłam się w myślach.
- jaki?
- zacznijmy od nowa. – trochę dziwny pomysł, ale trudno. – cześć jestem Justin.
- hej, ja Paula. Miło cię poznać. – zebrałam się na szczery uśmiech i nawet mi wyszło.
- mi również. – uścisnął mi dłoń.
- skąd się tu wziąłeś?
- mieszkam kilka ulic dalej. A ty?
- ja mieszkam dokładnie tutaj. – wskazałam ręką budynek znajdujący się za moimi plecami. – i będę do niego uciekać, bo już jest późno.
- no tak. Twarda zasada: bądź w domu przed 10. – skrzywił się.
- dokładnie. Więc do zobaczenie znowu. – uśmiechnęłam się do niego na pożegnanie. Już chciałam odchodzić i wtedy…
***
to tyle na dziś. xdd
ooo.! zajebiaszczooo.! cchem nn.! <3
OdpowiedzUsuń