Rozdział 1 - "Wakacje"
Wakacje. To wcale nie było takie fajne jakie być powinno. Każdy gdzieś pojechał, kolonia, obóz czy wspólny wyjazd z rodzicami. A ja spędzałam wakacje w domu. Nie było mnie stać na wyjazd. Zawsze gdy chciałam sobie coś kupić musiałam sama sobie na to zarobić. I tak było w te wakacje. By móc choć w ostatni tydzień wakacji gdzieś pojechać musiałam zdobyć jakoś kasę. Otworzyli u nas nowy Luna Park. Szukali pracowników. Skorzystałam z okazji i zatrudniłam się u nich na okres wakacji. Przydzielono mnie jako osobę, która będzie stała przy stanowisku gdzie ludzie, którzy będą chcieli wygrać miśka muszę zbić odpowiednią liczbę butelek. Dla mnie to było bez sensu. Butelki były małe i do tego daleko i miałeś tylko trzy szanse rzutu.
Środa. Jedyny dzień w tygodniu kiedy mam wolne i nie idę do pracy. Był to dla mnie dzień pełen męczarni. Nigdy nie wiedziałam jak mogę sobie zająć ten dzień. Wszyscy moi znajomi oczywiście gdzieś wyjechali. Ale jakoś mnie to nie dołowało, w sumie byłam z tego zadowolona. I tak nie miałam z nikim ze szkoły dobrego kontaktu.
Nie było co robić, a tata był w pracy. Zostałam sama w domu z Lakim. Laki to mój pies. Dostałam go w zeszłym roku na urodziny. Postanowiłam go zostawić w domu i wybrałam się do Luna Parku.
Nie miałam daleko. To było dwie przecznice dalej. Mogłam jechać autobusem, ale ja wolałam się przejść. Gdy znalazłam się na miejscu zdziwiłam się, tak jak jeszcze nigdy. Było tu niezłe zamieszanie. Jak nigdy. Środa była najluźniejszym dnie. Nigdy w ten dzień nie było tu ruchu.
Nie przejęłam się tym jakoś szczególnie. W bramce stał Nick, więc nie miałam problemu z dostaniem się na teren Luna Parku. Dziś przy moim stanowisku miała stać Lindy. Dziewczyna, która zawsze stała przy wacie cukrowej.
- hej Lindy.
- Paula, jak się masz? - na mój widok na jej zawsze zasmucone twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- co ja będę mówić. Nic nowego. – Lindy jest jedyną osobą, z którą tu rozmawiam, a tym bardziej jedyną, której się z czegokolwiek zwierzam. – a u ciebie?
- powiem ci, że nadzwyczaj dobrze.
- ooo. Opowiadaj. – to musiało być coś naprawdę nadzwyczajnego, skoro tryskała aż taką energią. Należała do osób, które nie cieszą się z byle powodu.
- nie uwierzysz kto tutaj dziś jest. – była podekscytowana. – sama do teraz w tonie wierzę.
- no dobra. Skoro nawet ty w to nie wierzysz, to może być to tylko jedna osoba.
- i tu się nie mylisz.
- no to twoje marzenie stało się rzeczywistością. – miło było wiedzieć, że przynajmniej jej się układa.
- jejku. Aż nie wierzę. Miałam okazję z nim pogadać. Awww. Jestem prze szczęśliwa. – zaczęła skakać z radości i przy okazji zwaliła kilka miśków z pułki.
- a on co niby tu robi, że się tak zapytam? – weszłam za blat, by posprzątać to co zrzuciła z pułki.
- przyszedł tu z przyjaciółmi. A ty co tu robisz? – dopiero teraz domyśliła się, że coś jest nie tak skoro tu jestem. – przecież to twój dzień wolny.
- nie miałam co robić w domu. pomyślałam, że mogę się wam tu do czegoś przydać. – zrobiło mi się trochę głupio. Mogłam wcześniej zadzwonić i zapytać czy chcą mnie tu.
- mam pomysł.
- jaki?
- poczekaj chwilkę. – przykucnęła i zaczęła grzebać w swojej torebce. – o jest! –podniosła trzymając w ręku jakiś świstek. – dostałam to wczoraj od Nicka. Jest to bilet na każdą atrakcję w Luna Parku. Ja tego nie wykorzystam, bo mnie to nie bawi. Więc ty to weź.
- chyba sobie żartujesz? Nie mogę tego wziąć. – gwałtownym ruchem odsunęłam się od niej.
- weź. A jak ty tego nie weźmiesz to będę musiała to wyrzucić.
- no dobrze. – wzięłam od niej ten świstek. – jestem twoją dłużniczką. – odeszłam od niej śmiejąc się.
Gdy odeszłam kilka kroków dalej usłyszałam pisk. Szybko się odwróciłam. Przy stanowisku Lindy stały trzy osoby. To ona krzyknęła. Domyśliłam się nawet dlaczego. Naprzeciwko niej stał nie kto inny tylko Justin Bieber, wraz ze swoimi kumplami. Szeroko się do niej uśmiechał i coś mówił, a ona na każde jego słowo reagowała wybuchem śmiechu. wyglądało to dość zabawnie.
Już chciałam odejść, gdy cała czwórka spojrzała w moją stronę. Lindy coś im mówiła i po chwili wskazała ręką w moją stronę. To chyba nie wróżyło nic dobrego. Odwróciłam się do nich tyłem. Zrobiłam dwa kroki w przód usłyszałam jak ktoś mnie woła. Z niechęcią odwróciłam się.
- Paula!- to była Lindy machała mi. Uśmiechnęłam się i odmachałam jej. Wskazałam ręką, że odchodzę i poszłam w swoją stronę.
Chciałam gdzieś uciec. Postanowiłam iść na diabelskie koło. Nie było kolejki, więc nie musiałabym długo czekać.
- hej Paula.
- witaj Bal. – udając zadowoloną na jego widok uśmiechnęłam się. – jedna wejściówka na krzesełko.
- nie ma problemu. – wszedł do budki stojącej za nim i po chwili wyszedł z wejściówką w ręce. – trzymaj.
- dzięki.
- wchodzisz teraz czy później?
- teraz.
- czyli zatrzymujemy i panna wsiada.
- tak proszę pana. – jego zachowanie mnie rozbrajało. Zawsze umiał człowiekowi poprawić humor.
Diabelskie koło się zatrzymało. Bal otworzył mi drzwiczki i usiadłam na jednym z dwóch miejsc na ławeczce. Już chciał zamykać, gdy ktoś wszedł i usiadł obok mnie. no to koniec frajdy. Ostatnim razem gdy ktoś ze mną obcy tu był porzygał się po chwili startu. Nawet nie spojrzałam kto to. nie obchodziło mnie to. koło ruszyło i pojechaliśmy w górę.
- jesteś Paula, tak?
- eee. Tak. – odwróciłam się w stronę osoby, która do mnie mówiła i zaniemówiłam. Obok mnie siedział Bieber.
- ja jestem Justin. – wyciągnął w moją stronę rękę.
- yyy… miło mi. – uścisnęłam jego dłoń.
***
no to tyle. jak chcecie coś dalej to piszcie.
liczę na komcie. z góry dzięki. < 333.
haha. ;D zajefajne...! dajesz nn.! <3
OdpowiedzUsuńzapraszam ; )
http://true-story-of-justin-bieber.blog.onet.pl/
fajne, chce dalej. bo urwałas w najlepszym momencie ;pp
OdpowiedzUsuń