Co myslisz o moim blogu? :)

piątek, 29 kwietnia 2011

Rozdział 6

Rozdział 6 – „Kto tak powiedział”

- ale ja właśnie… - nie dokończył zdania, bo dostał od kogoś piłką i przewrócił się na skały. Wybuchnęłam głośnym śmiechem. Podbiegł do nas jakiś mały chłopiec.
- przepraszam. Ja nie chciałem. – prawie się popłakał.
- nic się nie stało. – podeszłam do niego. – jak widzisz jest cały i zdrowy. – szturchnęłam Justina. Zwinął się, a chłopiec zaczął się śmiać. – no widzisz. Nie ma co się martwić. Trzymaj. – podniosłam piłkę i mu ją dałam.
- dziękuję. – z szerokim uśmiechem na twarzy pobiegł w stronę, z której przyszedł.
- ty to masz farta. – zwróciłam się do Justina.
- nazywasz to fartem? Młody musiał nieźle mocno przywalić w tą piłkę. Chyba mi szczęka przeskoczyła. Ałć. – złapał się za prawą część twarzy.
- no nie przesadzaj. – podeszłam do niego. – przecież nie dostałeś z pięści. – nie powiem, miał zaczerwieniony policzek.
- nie z pięści, ale mocno.
- no już, już mazgaju. – przytuliłam go, ale nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
Resztę czasu spędziliśmy spacerując po plaży. Dowiedziałam się wielu rzeczy na temat Justina. Nigdy nie wiedziałam, że ma jakieś rodzeństwo. Zawsze myślałam, że jest jedynakiem. Dowiedziałam się także, że najbardziej na świecie kocha ciasta swojej babci i gdy tylko ma trochę wolnego czasu jedzie ją i dziadka odwiedzić. Powiedział mi też jak to się stało, że jego pasją stała się muzyka i czym tak naprawdę ona dla niego jest. Jak się okazało, dla niego muzyka jest tym samym czym dla mnie fotografia. Po prostu tu całe nasze życie i rzeczy, które są dla nas najważniejsze. Nic nie jest w stanie stanąć ponad nimi. Nie miałam pojęcia, że mamy ze sobą tyle wspólnego. No ale też znalazły się rzeczy kompletnie sprzeczne.
Dopiero gdy Justin odprowadzał mnie do domu, przypomniałam sobie, że miała dziś przyjechać mama. Miałam nadzieję, że po tym co powiedziałam jej wczoraj przez telefon nie zjawi się wcale. humoru. Chyba jeszcze nigdy nie miałam tak udanego dnia jak dziś, więc nie chciałam by cokolwiek mi go zepsuło. Ale jednak, musiało znaleźć się coś takiego.
Na chodniku stał samochód mamy. Spojrzałam na werandę, siedziała na schodach. No to fajnie. Dzisiejszy dzień zakończy się bardzo ciekawie.
- ja muszę iść.
- masz gości?
- nie. Mama przyjechała. – nie kryłam przed nim, że nie podoba mi się to, że ona tu jest.
- powinnaś się cieszyć. Ja rzadko kiedy widzę się z tatą i nie jestem z tego zadowolony.
- mówiłeś, ale u mnie to wszystko wygląda zupełnie inaczej.
- rozumiem. Mam nadzieję, że kiedyś mi powiesz jak to jest.
- jeśli znajdzie się chwila to z miłą chęcią. – nie lubiłam gadać na ten temat. – odezwiesz się jeszcze? – miałam nadzieję, że tak.
- a chciałabyś? – na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- spędziłam miło czas, więc nie mam nic przeciwko. –
- to się odezwę, ale musisz jeszcze coś dla mnie zrobić.
- a co?
Wyjął z kieszeni markera i wręczył mi go. Wyciągnął w moją stronę rękę.
- poproszę o twój numer.
Zdjęłam zakrętkę i napisałam swój numer. Napisałam jeszcze swoje imię i dodałam obok uśmiechniętą minkę.
- proszę bardzo. – puściłam mu oczko. – ja już idę. Mama czeka. – skrzywiłam się. – do usłyszenia.
- chyba raczej do zobaczenia. – pocałował mnie w policzek i odszedł. Stałam jeszcze chwilę wpatrując się w jego oddalające plecy.
Mama siedziała na schodach i ciągle mi się przyglądała. Jej spojrzenie robiło się męczące, więc postanowiłam do niej iść. Nie chciałam jej zrobić przykrości więc postanowiłam udawać, że cieszę się ze spotkania z nią.
- hej mamuś. – przytuliłam ją na powitanie.
- no cześć. – jedyna osoba w rodzinie, która nie umie udawać. Widziałam po niej, że przyjechała tu tylko z poczucia obowiązku. – a więc to ten powód przez, który nie mogłaś się spotkać z matką? – wskazała głową w stronę, w która poszedł Justin.
- tak. Już jakiś czas temu zaplanowałam to popołudnie. Nie chciałam go sobie psuć. – szczerość. To ceniła sobie najbardziej  u innych, ale niestety ona nie zawsze była szczera wobec innych.
- a czy to czasem nie był ten młody piosenkarz, Justin Bieber? – szybka maska na twarz i udajemy, że nie wiadomo o czym mówi.
- co?! Nie no zdawało ci się. Jason jest bardzo do niego podobny. – jedyne imię jakie w tej chwili przyszło mi do głowy.
- pewnie masz rację. Zresztą ty przecież nie przepadasz za tym chłopakiem.
- nic do niego nie mam. – teraz za wszelką cenę chciałam go bronić, ale gdyby powiedziała coś takiego do mnie jakiś tydzień temu powiedziałabym jej, ze nie trawię chłopaka.
- odmieniło ci się. – zaczęła coś podejrzewać.
- po prostu dotarło do mnie, że nie warto oceniać ludzi których się nie zna. – powiedziałam jej to tak by zrozumiała, że mówię o niej. Ona prawie zawsze w ten sposób oceniała ludzi. By przypaść jej do gustu trzeba było dobrze wyglądać, mieć wypasiony samochód i tak dalej.
Nasza rozmowa tego dnia wyglądała tak jak zawsze. Zwykłe pytanie, a później wypominanie sobie co która zrobiła. Nie umiałyśmy się dogadać od kąt zostawiła tatę. Miałam jej to za złe i nie zmierzało do tego bym jej to wybaczyła.
Pojechała sobie zanim jeszcze tata wrócił do domu. Zawsze tak było. Ona wychodziła, a on kilka minut po niej wracał do domu. Ustaliliśmy pewną zasadę: nigdy nie gadamy o tym co działo się gdy była mama. Ja nie chciałam o tym mówić, a on nie chciał o tym słyszeć.
Poszłam do swojego pokoju. Wzięłam moją ulubioną płytę i włożyłam ją do odtwarzacza. Jak zawsze muzyka szła głośno tak, że nie usłyszałam kiedy tata wrócił do domu.
Robiło się już późno. Wyjęłam z szafki jakąś bluzkę i krótkie spodenki. Poszłam wziąć prysznic. Spędziłam w łazience trochę czasu. Po kąpieli poszłam coś zjeść, a raczej sprawdzić co jest w lodówce i zdecydować się na odgrzewany kawałek pizzy i szklankę soku. Poszłam z tym do swojego pokoju.
Gdy siedziałam na łóżku i jadłam, nagle zapiszczał mój telefon. Niewiele brakło, a polałabym się sokiem. Na szczęście wylałam tylko trochę na poduszkę. Stwierdziłam, że wyschnie i wstałam z łóżka by pójść po telefon, który leżał na biurku. To był sms od obcego numeru. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. To mógł być tylko Justin. Szybko odblokowałam telefon i nacisnęłam odczytaj wiadomość. „Właśnie siedziałem sobie na łóżku i brzdąkałem na gitarze. Zrobiło się gorąco, zdjąłem bluzę i na ręce ujrzałem twój numer. No i piszę. ;) Jak minął dzień i spotkanie z mamą?” zrobiło mi się miło po przeczytaniu tej wiadomości. Chciałam mu czym prędzej odpisać.
„Dzień bardzo miło, ale spotkanie z mamą niezbyt. ;| a Twój jak?” nacisnęłam wyślij. Wpatrywałam się w ekran. Po niecałych dwóch minutach dostałam sms’a z odpowiedzią. „Dzień niesamowity, tylko ten wieczór jakiś nudny. ;( szkoda, że nie mogę go spędzić z Tobą. Byłoby na pewno o wiele milej. :)” nie ma co, on naprawdę zaskakuje ludzi. Nie zwlekałam z odpowiedzią. „Kto powiedział, że nie mogę go spędzić z Tobą.” Bez zastanowienia wcisnęłam wyślij. Aż mi serce mocniej zabiło. Tym razem musiałam dłużej poczekać na odpowiedź. To było najdłuższe pięć minut w moim życiu. Przyszła kolejna wiadomość. „No nikt tego nie powiedział. :) Za 15 minut będę pod twoim domem. ; *.” Aż podskoczyłam z radości.
Szybko podbiegłam do szały, wyjęłam z niej moje ukochane dżinsowe rurki i bluzkę. Do tego jak zawsze trampki i byłam prawie gotowa. Wcisnęłam telefon do kieszeni i szybko uczesałam włosy. Po cichu zeszłam na dół. Wzięłam swoje klucze od domu i wymknęłam się na zewnątrz. Wyszłam przez furtkę i stałam na chodniku. Było ciemno. Po chwili podjechał jakiś samochód i zatrzymał się tuż przede mną. Otworzyła się szyba i a kierownicą ujrzałam Justina.
- wsiadaj piękna.
Czym prędzej wsiadłam do auta. Zamknęłam za sobą drzwi i wtedy…

***
tyle. xdd
zapraszam do obejrzenia filmiku dla @justinbieber od #PolishBeliebers 


niedziela, 24 kwietnia 2011

Rozdział 5


Rozdział 5 - "Do tamtego czasu"

… ujrzałam kolejną karteczkę, tym razem była to karteczka od taty. „Jutro przyjeżdża mama, mnie nie będzie więc się nią zajmij.” No nie. Tylko nie jutro. Nie przejmując się tym, która jest teraz godzina, wyjęłam telefon z kieszeni i wykręciłam numer do mamy. Długo nie odbierała, dopiero przy 9 sygnale usłyszałam jej głos.
- hej mamo.
- no hej córuś, co się stało, że dzwonisz?
- właśnie dowiedziałam się, że chcesz jutro przyjechać.
- tak, chciała cię odwiedzić.
- tylko mam problem, bo mam już zajęty dzień.
- jesteś tylko do południa w pracy, więc masz wolne popołudnie. – ja nie wiem, czy do niej nie docierało to, że może ja mam inne plany.
- właśnie popołudnie też mam zajęte.
- tata nic mi nie mówił. – lol. Czy do niej nigdy nic nie dociera?!
- bo on o niczym nie wie. Przecież nie muszę mu się ze wszystkiego spowiadać, mam już prawie siedemnaście lat. – zaczęłam się coraz bardziej denerwować.
- no to zrezygnuj z tego.
- nie.
- widujesz się ze mną  rzadko więc z tego czegoś możesz zrezygnować.
- nie mam zamiaru z tego zrezygnować. – zdenerwowałam się do tego stopnia, że odłożyłam słuchawkę. Nie przejmowałam się tym, że mogła się na mnie o to zdenerwować. Nie obchodziło mnie to w ogóle.
Spojrzałam na zegarek, była już godzina 10. Czas i pora iść spać. Poszłam do łazienki, wzięłam prysznic i założyłam na siebie piżamę. Idę spać, musiałam się wyspać, bo rano trzeba było wstać do pracy.

Godzina 6. Zadzwonił budzik. Aaaa. Na ślepo szukałam ręką budzika na szafce. Nie znalazłam, więc musiałam się podnieść. W pokoju było już strasznie jasno. Zapowiadał się bardzo słoneczny dzień. Z trudem zwlekłam się z łózka. Wygrzebałam z szafki mój ulubiony t-shirt, krótkie dżinsowe spodenki i wzięłam do tego białe trampki.
Dziś rano wyjątkowo nie byłam głodna, więc napiłam się tylko soku i wyszłam z domu.
Czas w pracy zleciał mi bardzo szybko. Był spory ruch, więc nie nudziło mi się i ciągle byłam czymś zajęta. Nie wiem dlaczego, ale nie mogłam doczekać się popołudnia. Byłam strasznie niecierpliwa.
Wybiła godzina 4 i właśnie wtedy gdy potrzymałam na zegarek zadzwonił dzwonek do drzwi. Aż podskoczyłam, wiedziałam, że się to wydarzy, ale jednak. Poprawiłam włosy i ruszyłam w stronę drzwi. Nacisnęłam na klamkę. Za drzwiami ukazał mi się Justin. Miał na sobie krótkie spodenki w kratkę, białą koszulkę, trampki i tradycyjnie jakiś wisiorek na szyji.
- hejka.
- hej.
- to co, gdzie idziemy?
- haha. Chciałabyś wiedzieć. Niespodzianka. – chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą. W ostatniej chwili przekręciłam klucz drzwiach i go wyjęłam. Wcisnęłam go do kieszeni. Miałam nadzieję, że tata zabrał swój, tak jak zawsze.
- czemu mi nie powiesz? – zrobiłam minę niewiniątka. Może to coś da, ale chyba jednak nie.
- bo nie byłoby wtedy niespodzianki kochana.
- ok. jak niespodzianka, to niespodzianka. – nie chciałam się sprzeczać, niech już mu będzie.
Gdy pod domem chwycił mnie za rękę, tak do tej pory jej nie puścił. Było to trochę dziwne. Ludzie, którzy nas mijali dziwnie się na mnie patrzyli. Czułam się z tym trochę nieswojo.
- daleko jeszcze? – znudziła mnie trochę droga i ta cisza, która panowała.
- już niedaleko. A ty co taka niecierpliwa?
- nie no, nie jestem, tylko tak trochę nudno. Mów coś. – szturchałam go.
- ałć. Nie musiałaś tak mocno. – udawał, ze go boli ręka.
- chciałam mocniej. – puściłam mu oko.
- jasne, jasne. Cienka jesteś i tyle.
- że co proszę? – zatrzymałam się.
- że cienka jesteś. – wystawił mi język i pobiegł przed siebie.
- przegiąłeś! – krzyknęłam i pobiegłam za nim. Byłam cienka w bieganiu, więc sporo czasu zajęło mi dogonienie go.
Znaleźliśmy się na plaży. Musiałam sporo biec, bo od mojego domu jest spory kawałek do plaży. Mama stwierdziła, że nie chce mieszkać bezpośrednio nad morzem, a tata miał całkiem inne zdanie. Więc w ramach kompromisu zamieszkali niedaleko, ale nie bezpośrednio nad morzem.
Słońce świeciło bardzo mocno. Zaczęłam żałować, że nie wzięłam okularów.
- to co teraz? – zdyszana w końcu się zatrzymałam.
- idziemy tam. – wskazał ręką na skałki.
- masz zamiar skakać, czy jak? – zaskoczył mnie. Ci, którzy szli na skałki, szli tam tylko po to by móc skakać do wody.
- nie. Nie dziś.
- nie dziś?
- innym razem pójdziemy poskakać. – podszedł do mnie i znów wziął mnie za rękę. No nie. Na plaży było dużo więcej osób niż wcześniej. Myślałam, że nie zniosę tych spojrzeń na sobie. Na szczęście nikt głośno się na nasz temat nie wypowiadał. I w tym całe szczęście.
Usiedliśmy na samym szczycie. Przed nami rozciągał się cały horyzont. Wyglądało to naprawdę ślicznie. Skojarzyło mi się to z czasami gdy byłam mała i każdy weekend spędzałam tu z rodzicami. Wszystko było takie fajne. Ale teraz już tego nie ma. Szkoda. Fajnie by było znów spędzić razem z nimi czas.
- co jest? Jesteś jakaś smutna. – z zamyślenia wyrwał mnie głos Justina.
- przepraszam, zamyśliłam się.
- nic się nie stało. a o czym myślałaś, jeśli można wiedzieć?
- przypomniały mi się czasy gdy przyjeżdżałam tu z rodzicami. Teraz przychodzę tu tylko ze znajomymi. Tata jest ciągle zajęty, a z mamą rzadko kiedy się widzę. Kiedyś wszystko było inne. – zrobiło mi się strasznie smutno.
- wiem jak to jest. Masz przy sobie tylko jednego rodzica, a twoim pragnieniem jest mieć ich obu przy sobie.
- tak. Tylko nie możesz tego ze sobą pogodzić. Oni mają gdzieś to jak to na ciebie wpływa.
- takie życie. – przytulił mnie do siebie. – ale nie ma co się tym przejmować. Będzie dobrze.
- racja. Jeden problem, to nie problem. – uśmiechnęłam się do niego.
- no i to mi się podoba. – odwdzięczył się tym samym. 
- eh. A tak właściwie, to czemu ty nie masz dziewczyny? – sama nawet nie wiem dlaczego wypaliłam z tym pytaniem.
- bo taka się do tamtego czasu nie znalazła.
- do tamtego czasu?
- chodzi mi o to, że kiedyś jej nie było. – spojrzał na mnie.
- czyli teraz jakąś znalazłeś? – zrobiłam się strasznie ciekawska.
- nie jakąś, tylko konkretną.
- no to pewnie jest z tego zadowolona. – ciągle się mu przyglądałam.
- ona jeszcze o tym nie wie i nawet nie domyśla się, że może chodzić o nią. – puścił mi oczko, a ja nie wiedziałam co ono może znaczyć.
- czemu o tym nie wie?
- bo jej nie powiedziałem i wydaje mi się, że ona nie chce takiej myśli do siebie dopuścić. – dopiero teraz zauważyłam, że przez ten cały czas trzymał mnie za rękę.
- to chyba jest z nią coś nie tak. – skrzywiłam się.
- z nią jest wszystko w porządku. Nawet zastanawiam się czy jej tego nie uświadomić. Jestem ciekaw jej reakcji. – zaczął się przysuwać w moją stronę.
- to co ty tu jeszcze robisz? Idź jej powiedz!
Nasze nosy już się prawie stykały. Nie wiedziałam jak mam się zachować. Gadaliśmy o jakiejś dziewczynie, na której mu zależy i nie byłam to na pewno ja, a on zachowywał się w ten sposób. Coś mi tu nie pasowało…
- ale ja właśnie… - nie dokończył zdania, bo...

***
dalszy ciąg już niebawem. :) 

sobota, 23 kwietnia 2011

Rozdział 4


Rozdział 4 - "Chwila otępienia"

… złapał mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę. Straciłam równowagę. Gdyby nie to, że w porę mnie złapał leżałabym już poobijana na ziemi. Poczułam się trochę nie zręcznie w jego ramionach. Chciałam się czym prędzej uwolnić, ale nie miałam jak. Trzymał mnie tak mocno,  że z trudem mogłam oddychać. Nie miałam pojęcia jak mam się zachować, nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji. Byłam chyba jedyną dziewczyną w tym mieście, która za niedługo skończy 17 lat a nie umówiła się jeszcze na randkę z żadnym chłopakiem. Dla mnie to nic nadzwyczajnego, ale przez innych byłam traktowana jak jakiś dziwoląg. Przyzwyczaiłam się do tego, więc nie robiło mi to żadnej różnicy.
- ale ja nie jestem pewny czy chcę się z tobą teraz rozstawać. – ups. Tego chyba nie było w planie. Zrobiło mi się gorąco i byłam pewna, że na sto procent jestem teraz mega czerwona, jak zawsze gdy tylko znajdę się w jakiejś nietypowej i niekomfortowej sytuacji dla mnie. – wolałbym jeszcze chwilę z tobą zostać.
- z wielką chęcią bym też została, ale już dawno temu powinnam być w domu. – nie wiedząc co powiedzieć, wydusiłam z siebie jakąś głupotę. Nie zdziwiłabym się gdyby teraz zaczął się śmiać. Ale on tego nie zrobił.
- kto powiedział, że musimy stać tu, na drodze. Możemy iść do ciebie, no chyba, że nie chcesz to ja nie będę cię do niczego zmuszał. – zgodzić się czy wymigać od tego. Nie wiedziałam. Robiło mi się coraz bardziej niezręcznie. Ciągle trzymał mnie w uścisku.
-  no dobrze. Możemy iść do mnie. Tylko bądź cicho, nie chcę budzić taty.
- tak jest pani kapitan. – rozbawił mnie swoim głosem. Zaczęłam się śmiać.
Postaliśmy jeszcze chwilę na drodze nie wiedząc jak się zachować, aż w końcu się przełamałam i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych.
Panowała zupełna cisza. Słyszałam każdy krok jaki stawiał na ścieżce z kamyków. Może to dziwne, ale spodobało mi się to. Drzwi były otwarte. Zaskoczyło mnie to. Zawsze gdy tata szedł spać zamykał je. Czyżby siedział po ciemku w salonie?
Kazałam Justinowi zostań w wejściu, a ja poszłam sprawdzić czy tata jest w salonie. Świeciła się tam tylko lampka przy biurku, ale nikt tam nie siedział. Poszłam jeszcze do kuchni, ale tam też nikogo nie zastałam. Uff. Ulżyło mi. Nie wiem co bym zrobiła gdyby gdzieś tu był.
Wróciłam do wejścia. Justin stał oparty o drzwi.
- możemy iść. Tata jednak śpi. – spojrzał na mnie i podszedł bliżej.
- to gdzie idziemy?
- do mnie. na górę.
By dostać się do mojego pokoju trzeba było przejść cały dom. Nie znosiłam tego, bo do każdego pomieszczenia miałam strasznie daleko i było to strasznie denerwujące.
Mój pokój był największym pomieszczeniem w całym domu. Czułam się z tym trochę nieswojo, bo nawet rodzice mieli mniejszą sypialnię niż ja, gdy mama jeszcze tu mieszkała. Teraz tata śpi w pokoju gościnnym, a ich była sypialnia robi za pokój gościnny. Tata twierdzi, że czuje się tam nie swojo. Zresztą ja też. Wchodzimy tam tylko i wyłącznie w ostateczności.
Pokój był zamknięty. Zawsze go zamykałam gdy szłam gdzieś na dłużej. Najbardziej ze wszystkiego nienawidziłam gdy ktoś grzebał w moich rzeczach. To była lekka przesada, a tata potrafił się o mnie troszczyć aż za bardzo. To było momentami nie do zniesienia. Klucz wygrzebałam z tylnej kieszeni spodni. Weszliśmy do środka. Nie spodziewałam się przyjmować nikogo, więc panował tu lekki rozgardiasz. Jak zawsze w moim pokoju. Należę do nietypowych ludzi. Prędzej znajdę się w bałaganie, niż w porządku.
- a więc to twój pokój?
- taaak. – po raz kolejny nie wiedząc jak się zachować, podeszłam do biurka i by się czymś zająć zaczęłam składać książki na jedną kupkę. Miałam ostatnio niezłą japę na czytanie. Jeszcze chyba nigdy nie przeczytałam tylu książek na raz.
- co czytasz? – usłyszałam za sobą Justina. Przestraszyłam się.
- obecnie nic. Właśnie skończyłam czytać i muszę iść do biblioteki wypożyczyć coś nowego.
- to co czytałaś ostatnio?
- „Nostalgia anioła”. – wskazałam na okładkę książki, która leżała nie wierzchu. – a ty co czytałeś?
- „Sierociniec”. – zaskoczył mnie.
- ty w ogóle masz czas kiedy czytać?
- czasem znajdzie się wolna chwila. Ale może nie gadajmy o tym.
- sorka, zapomniałam. Przecież ty wcale nie jesteś Justin Bieber. – chciałam być poważna, ale wybuchnęłam śmiechem. – to było nie planowane.
- spoko. Powiem ci, że nawet zabawnie to wyszło. – odwróciłam się w końcu w jego stronę. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech. Wyglądał tak naturalnie i wcale nie czułam, że jestem w jednym pomieszczeniu z Justinem Bieberem. Nie dało się tego odczuć. Zachowywał się jak normalny chłopak.
- nawet. Ha.
- no co?
- no nic. Tak jakoś mi się powiedziało.
- co robisz jutro popołudniu?
- jutro idę do pracy, jak zawsze.
- no ale chyba nie na cały dzień?
- no nie. tylko do godziny drugiej popołudniu.
- no to twoje popołudnie należy do mnie. – znów szeroko się uśmiechnął i ruszył w stronę drzwi.
- hola, hola! Ja się na to nie zgodziłam! - od razu się oburzyłam.
- ty tutaj nie masz nic do gadania. – śmiejąc się wyszedł z mojego pokoju.
Stałam jak osłupiała przy biurku. Zaskoczył mnie tego dnia po raz kolejny. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, ze właśnie stąd wyszedł. Szybko pobiegłam do drzwi wyjściowych. Otworzyłam je, ale nie zastałam tam już nikogo.
- Justin?! Justin?! – liczyłam na to, że może gdzieś się schował. Ale jego już nie było.
Zrezygnowana weszłam z powrotem do domu. Zachciało mi się pić, więc poszłam do kuchni. Zastawiałam się jak długo mogła trwać moja chwila uświadamiania sobie co się stało. Doszłam do tego, że naprawdę długo skoro Justin zdążył już sobie pójść.
Otworzyłam lodówkę i wyjęłam karton z sokiem. Gdy zamykałam lodówkę ujrzałam na niej karteczkę przypiętą moim ulubionym magnesem. Uwielbiałam go najbardziej ze wszystkich, bo był fioletowy. Na karteczce było jedno zdanie: „Przyjdę po ciebie o 4. Justin” No nie, moja chwila otępienia musiała trwać naprawdę długo. Ale to nie było wszystko, obok lodówki ujrzałam…

*** 
haha tyle. jak zawsze wybrałam odpowiedni moment by skończyć. ; DD