Co myslisz o moim blogu? :)

środa, 21 września 2011

Moje rysunki!

Specjalnie dla @ kilka rysunków mojego autorstwa! Jest ich oczywiście o wiele więcej, bo mam wyklejony cały pokój ja, moja przyjaciółka i mój chłopak. Codziennie rysuje ich po kilka, tak z nudów i dla przyjemności. ; )
Kliknij a pojawią na ekranie się większe. 












 My Scrapbook !

Specjalnie dla osób, które chciały zrobić coś takiego jak ja robię mam zdjęcia mojego Scrapbooka. Dodaje je tu po to byście mogli połapać o co chodzi i na czym to mniej więcej polega. ; )
Sorka za te które są niewyraźne i nie obrócone.

































niedziela, 18 września 2011

Rozdział 8

Rozdział 8 - " Krzyk "
cz. I

Nasze nosy się już stykały. Zamknęłam oczy. Czułam jego oddech na swojej twarzy. Te kilka sekund strasznie mi się dłużyło. Ale w sumie nie przeszkadzało mi to. To było kilka najcudowniejszych sekund mojego życia. W tej chwili dzielił mnie nie wielki czas do pierwszego pocałunku. Czułam wargi Justina na swoich. I właśnie wtedy rozległ się czyjś krzyk:
- Bieber! To Bieber! 
Jak oparzeni odskoczyliśmy od siebie. W naszą stronę biegła grupka może siedmiu osób. Wymieniliśmy krótkie spojrzenia. Justin złapał mnie za rękę i biegiem ruszyliśmy przed siebie. W ostatniej chwili zauważyłam, że moje buty leżą obok kwiatów na piasku. Szybko po nie wróciłam. 
- co ty robisz?! - Justin wrzeszczał na mnie. 
- musiałam to zabrać.- biegnąc już obok niego pokazałam moje zguby. 
Ciągle biegli za nami. Ja już zaczęłam tracić siły, a oni jak gdyby nigdy nic, dalej biegli za nami. Liczyłam na to, ze też się zmęczą, a oni biegli coraz szybciej.
Spojrzałam na Justina. Myślał nad czymś. I właśnie wtedy przypomniało mi się, że na plaży jest coś w starego bunkra. Gdy byłam mniejsza chowałam się tam przed tatą gdy bawiliśmy się na plaży. To były wspaniałe chwile. Szkoda, ze już nie wrócą.
- chodź za mną. - powiedziałam do niego i pociągnęłam go w stronę lasku. 
Nie przejmowałam się tym, że było ciemno. Gdy biegliśmy skojarzyłam gdzie jesteśmy. Znałam przecież to miejsce tak doskonale. Nawet z opaską na oczach trafiła bym tam gdzie teraz szliśmy. Liczyłam na to, że może tam nas nie znajdą. To było jedyne miejsce, które nas mogło uratować przed tą zgrają rozwydrzonych dzieciaków.
- gdzie my idziemy? 
- zobaczysz. Chyba chcesz od nich uciec, co nie?
- no tak.
Może po jakichś trzech minutach naszym oczom ukazał się niewielki budynek. Cały zarośnięty i częściowo rozwalony. Justin stał i wpatrywał się w niego. Ja weszłam do środka. Było tam bardzo ciemno.
Słyszałam jak z plaży dobiegają krzyki i wrzaski. Szukali dalej Justina. Ale byłam prawie pewna, że tu nie trafią.
Nie byłam w stu procentach pewna, ale chyba stałam na samym środku największego z pomieszczeń jakie się tu znajdowały. Stałam tak przez jakiś czas. Sama nawet nie wiem ile to mogło trwać. Czas dla mnie wtedy się wlekł. Każda chwila oczekiwania w niepewności czy znajdą nas, czy pobiegną dalej była denerwująca.
W pewnym momencie poczułam czyjąś rękę na moim pasie. Nie odwracałam się. Wiedziałam, że to Justin. A raczej miałam taką nadzieję.  Odwrócił mnie gwałtownie w swoją stronę. Na oślep go złapałam. Gdyby nie to, pewnie leżałabym już na ziemi cała obolała. Ściany, jak i podłogi były wylane z betonu. 
Przyciągnął mnie do siebie. Tym razem utrzymałam się na nogach bez żadnego zawahania.
- w końcu sami. - gdy to mówił, dopiero wtedy uświadomiłam sobie, ze jego twarz jest na prawdę blisko mojej.
- i nikt nas tu nie znajdzie.
- liczę na to. Mam dość uciekania na dziś.
Mogłam tylko przypuszczać, ale raczej się nie myliłam. Tak jak na plaży, jego twarz zaczęła się do mnie przysuwać. I nie wiem dlaczego właśnie teraz zaczęłam się wahać czy właśnie tego chcę, Czy to ma się wydarzyć teraz.  Liczyłam na to, że ta chwila zwątpienia minie po krótkim czasie, ale tak wcale nie było. Stawałam się coraz pewniejsza, że ja go tak na prawdę wcale nie znam.
Chyba to wyczuł, bo nagle się odsunął.,
- stało się coś? - wśród ciszy, usłyszałam jego głos odbijający się co raz od ścian.
- nie. chyba wszystko w porządku. - i co teraz? Przecież nie mogę milczeć. Muszę powiedzieć o co chodzi, co się stało. - nie uważasz... 
- ... że to za wcześnie, tak? chodzi ci o to, że mnie prawie nie znasz i, że dzieje się to za szybko? - i tu się po raz kolejny zdziwiłam. Odniosłam wrażenie, że czyta w moich myślach. Byłam tego prawie pewna. Ale to przecież nie było możliwe.
- tak. ale... jak to możliwe... przecież ci tego nie powiedziałam.
- sam się domyśliłem. - zapadła chwila ciszy. - może i masz racje. Potrzebujemy trochę czasu żeby się lepiej poznać. 
Mimo tego co przed chwilą powiedzieliśmy, Justin znów zaczął się do mnie przysuwać. Nie miałam pojęcia co mam zrobi. Jego wargi...


***
no i dalszy ciąg już jutro. ; ))

po długiej przerwie.

 Przepraszam...

Wiem, długo nie pisałam. I chciałam was za to serdecznie bardzo przeprosi. Sama nie wiem dlaczego tak wyszło. Wiem, ze wielu z was czekało, a ja nic nie pisałam. Nawet nie napisałam, że zawieszam czy coś w tym stylu. ale teraz już wróciłam z głową pełną pomysłów i dalszym ciągiem tej, jak mam nadzieję wspaniałej historii. Najnowszy, czyli już 8 rozdział będzie o wiele dłuższy niż te poprzednie. To tak w ramach rekompensaty za to, że w ogóle nic nie pisałam. Już jutro po szkole go dodam i będziecie mogli czytać dalej. I jeszcze raz was przepraszam. ; )

Wasza Paula.
buziaczki. ; ****.

środa, 18 maja 2011

Rozdział 7

Rozdział 7 - "Wieczór"

Czym prędzej wsiadłam do auta. Zamknęłam za sobą drzwi i wtedy moim oczom ukazał się wielki bukiet czerwonych róż. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, ani nawet jak mam się zachować. Spojrzałam na Justina wielkimi oczami. Na mój widok zaczął się śmiać.
- wiesz, wyglądasz bardzo zabawnie z tą miną. - ledwo co mówił przez ciągłe ataki śmiechu.
- tak, to już wiem. Widziałam się w lusterku. - sama zaczęłam się śmiać. On na prawdę zarażał ludzi wszystkim co robił. - no dobra, a teraz na poważnie. - próbowałam przestać się śmiać, ale mi to nie wychodziło. - z jakiej okazji te kwiaty?
- a musi być jakaś okazja? 
- no nie. 
- no właśnie, więc weź je tak bez powodu. - na chwilę przestał się śmiać i się do mnie uśmiechnął. Znów ukazały mi się jego białe zęby. W aucie było ciemno, ale ciężko było tego nie zauważyć. 
- to tak bez powodu, mówię dziękuję. - odwdzięczyłam mu się uśmiechem i delikatnie ucałowałam go w policzek. Zaskoczyłam go tym. Albo mi się zdawało, albo miałam rację, że się zarumienił. Nie miałam pewności, bo było ciemno. Na jego twarz padała tylko delikatna struga światła z deski rozdzielczej. - jakie plany?
- niespodzianka. - mówiąc to odpalił silnik i ruszyliśmy drogą.
- no powiedz. - zrobiłam maślane oczka, ale ich chyba nie zauważył, bo był skupiony na drodze.
- wiesz, nawet to na mnie nie działa. - zachichotał pod nosem. 
- ok. Jak chcesz. - splotłam ręce na brzuchu i wpatrywałam się w boczną szybę. Jechaliśmy dość długo. Nie wiedziałam nawet gdzie, bo w pewnym momencie straciłam nawet orientacje miejsca. 
Po może jakichś 20 minutach Justin się gdzieś zatrzymał zgasił silnik.
- wysiadamy moja droga. 
Nie czekając na to co zrobi otworzyłam drzwi i wysiadłam z auta. Zamknęłam drzwi i się o nie oparłam. Po chwili podszedł do mnie Justin. W ręce trzymał bukiet. Kompletnie o nim zapomniałam. Wręczył mi go.
- teraz można powiedzieć, że dostałaś go ode mnie. - znów się uśmiechnął. 
- jeszcze raz dziękuję. to co teraz?
- teraz idziemy tam gdzie cię zaprowadzę. - schował kluczyki do kieszeni i wziął mnie za rękę. Ruszyliśmy jakąś ścieżką. Nie miałam zielonego pojęcia gdzie idziemy. Było ciemno. Kilka razy o mały włos się nie przewróciłam. Nagle usłyszałam jakiś szum. Za chwilę znowu. Coś mi tu nie pasowało. 
- nie jesteś moją fanką więc pewnie tego nie wiesz, ale moja wymarzona randka z dziewczyną jest na plaży. Więc się nie gniewaj, że jesteśmy właśnie tu. - moim oczom zza drzew ukazała się ogromna plaża. Morze było dość spokojne, ale i tak było słychać fale uderzające o brzeg. 
- nie mam się o co gniewać. Kocham morze.
- trudno go nie kochać.
Puściłam rękę Justina i zeszłam ze ścieżki, by móc wejść na piasek. Zdjęłam boty i wzięłam je do ręki. Piasek był jeszcze nawet ciepły. Ruszyłam przez siebie. Justin został na miejscu. Odwróciłam się i go zawołałam. Po chwili do mnie dołączył. Szedł obok. 
Oboje cały czas się uśmiechaliśmy. Nagle Justin zaczął się śmiać. Tak bez powodu. Nie wiedziałam o co chodzi. Na chwilę się zatrzymałam i spojrzałam na niego. Cały czas się śmiał i nie zwrócił nawet uwagi na to, że się zatrzymałam. Szedł przed siebie. 
Nagle nabrała mnie wielka ochota by wejść do wody. Położyłam na ziemi kwiatki i buty. Szybko podwinęłam spodnie do kolan i pobiegłam w stronę morza. Po drodze popchnęłam Justina, by w końcu się 'obudził'. 
Wbiegłam w wodę nie zatrzymując się, niewiele brakło a bym się przewróciła. Tego nie chciałam. Wystarczy, że mam mokre spodnie, mimo, że je podwinęłam.  
Stałam tak w wodzie bez ruchu przez jakiś czas. Wpatrywałam się w horyzont. Słońce już zaszło. Było widać tylko blask księżyca odbijający się w wodzie. Wyglądało to prześlicznie. Wyciągnęłam rękę przed siebie. Jak głupia miałam nadzieję, ze go dotknę. Wydawał się być taki blisko. Na wyciągnięcie ręki. Ale jednak tak nie było. Już zrezygnowana chciałam ją upuścić gdy wtedy Justin ją chwycił. Nasze palce się splotły. Odruchowo chciałam wyrwać dłoń z jego uścisku, ale jednak tego nie zrobiłam. Coś mnie powstrzymało. To było takie dziwne. Jedna część mnie mówiła mi: idź stąd. Nie zostawaj mu. On zaraz cię zostawi, przecież to wielka gwiazda muzyki. A jakaś inna, większa i silniejsza cześć mnie kazała mi tu z nim zostać. Stać tam gdzie stoję i go nie puszczać. Nie zostawiać go tu. Z każdą chwilą mnie to coraz bardziej przerażało. Przecież to nie mogło dziać się naprawdę, a jednak. 
Byłam tam. Stałam z nim w wodzie. Trzymał mnie za rękę. To było nie wyobrażalnie wielkie. Ogromne. Wspaniałe. Cudowne. Nie miałam słów by to określić. 
Odwróciłam głowę w stronę Justina. Miał zamknięte oczy i głowę zwróconą w otwarta wodę. Po chwili otworzył je i spojrzał na mnie. 
- wydaje ci się to nie możliwe. Nie realne.  - ledwo usłyszałam to co do mnie powiedział.
- jak ze snu. Ciągle mam wrażenie, że zaraz się obudzę.
- a cały czas pryśnie. Wszystko zniknie jak mydlana bańka.
- dokładnie. - zgadzałam się w stu procentach z tym co powiedział.
- ale nie zapominaj, że never say never.
- nie zapominam o tym. Każdy dzień zaczynam od tych słów.
- na głos. W głowie. Nie ważne gdzie, ważne by były.
- tobie towarzyszą cały czas.
- są od zawsze, na zawsze. I chyba jak nikt, wiem co one tak naprawdę znaczą. Czym są i jak wiele czynią. Moje życie zmieniły. Momentami wydaje mi się, że aż za bardzo. Chciałbym wrócić do normalnego życia. Być normalnym nastolatkiem. Chodzić do szkoły. Martwić się tym czy dobrze mi poszedł sprawdzian. Robić co chcę i nie przejmować się konsekwencjami. Iść na imprezę i nie przejmować się tym, że gdzieś nagle zza rogu wyskoczy jakiś wścibski fotoreporter, który będzie chciał cię upokorzyć. - nie wiedziałam jak to jest, ale zrobiło mi się naprawdę przykro. Współczułam mu. Miał taki wielki ciężar na sobie, a ja nie mogłam nic z tym zrobić. Nie mogłam mu pomóc. Nie wiedziałam jak. - więc proszę nie gniewaj się, że się z tym wszystkim chowam. Robię to tylko i wyłącznie ze względu na ciebie. Nie chcę byś miała to co ja.
- rozumiem i nie masz się o co martwić. To wszystko zostaje tylko i wyłącznie między nami. 
- dziękuję. - przytulił się do mnie. A ja zamiast na tym skończyć, przytuliłam go jeszcze mocniej. Miałam nadzieję, że chociaż w ten sposób, samym tym, że jestem i może na mnie liczyć jakoś mu pomogę. Chciałam by już się niczym nie przejmował.
Znam go tak krótko. Kiedyś go wręcz nie znosiłam, ale nie mówiłam o tym głośno. Kiedyś nie obchodził mnie jego los. Teraz byłam w stanie zrobić dla niego naprawdę wiele. Poświęcić, wręcz wszystko, tylko po to by on był szczęśliwy, by więcej nie chodził smutny. Chciałam by zawsze, bez względu na nic, na jego twarzy gościł szeroki i przede wszystkim szczery uśmiech. Uśmiech, który zawsze będzie mi przypominał, że coś, kiedyś zrobiłam i ta rzecz teraz, nawet w najmniejszym stopniu go uszczęśliwia. 
- pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Nie zależnie od niczego. Ja tu jestem i się nigdzie nie wybieram. - wyszeptałam.
- a ja nie mam zamiaru cię zostawiać. - poczułam jego dłoń na policzku. Podniosłam głowę, tak bym mogła na niego spojrzeć. - obiecasz mi coś?
- powiedz tylko co.
- nie zależnie od niczego, od tego co usłyszysz, czy gdzieś przeczytasz, zawsze uwierzysz w to co ja powiem, bo to będzie prawda.
- na to możesz liczyć i ci to obiecuję. - uśmiechnęłam się do niego.
Chwycił mój podbródek, tak bym nie mogła odwrócić głowy i bym ciągle na niego patrzyła. Wpatrywałam się w jego brązowe oczy. Nie tyle brązowe, co czekoladowe. 
Nasze twarze zaczęły się do siebie przysuwać. Z karzą chwilą były coraz bliżej. Nasze nosy się już stykały. Zamknęłam oczy. ...

***
tyle. reszty spodziewajcie się już niedługo. ; DD

a tak po za tym oto filmik od #PolishBeliebers dla Justina i Jessici Jarrell ! zobaczcie!  

piątek, 29 kwietnia 2011

Rozdział 6

Rozdział 6 – „Kto tak powiedział”

- ale ja właśnie… - nie dokończył zdania, bo dostał od kogoś piłką i przewrócił się na skały. Wybuchnęłam głośnym śmiechem. Podbiegł do nas jakiś mały chłopiec.
- przepraszam. Ja nie chciałem. – prawie się popłakał.
- nic się nie stało. – podeszłam do niego. – jak widzisz jest cały i zdrowy. – szturchnęłam Justina. Zwinął się, a chłopiec zaczął się śmiać. – no widzisz. Nie ma co się martwić. Trzymaj. – podniosłam piłkę i mu ją dałam.
- dziękuję. – z szerokim uśmiechem na twarzy pobiegł w stronę, z której przyszedł.
- ty to masz farta. – zwróciłam się do Justina.
- nazywasz to fartem? Młody musiał nieźle mocno przywalić w tą piłkę. Chyba mi szczęka przeskoczyła. Ałć. – złapał się za prawą część twarzy.
- no nie przesadzaj. – podeszłam do niego. – przecież nie dostałeś z pięści. – nie powiem, miał zaczerwieniony policzek.
- nie z pięści, ale mocno.
- no już, już mazgaju. – przytuliłam go, ale nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
Resztę czasu spędziliśmy spacerując po plaży. Dowiedziałam się wielu rzeczy na temat Justina. Nigdy nie wiedziałam, że ma jakieś rodzeństwo. Zawsze myślałam, że jest jedynakiem. Dowiedziałam się także, że najbardziej na świecie kocha ciasta swojej babci i gdy tylko ma trochę wolnego czasu jedzie ją i dziadka odwiedzić. Powiedział mi też jak to się stało, że jego pasją stała się muzyka i czym tak naprawdę ona dla niego jest. Jak się okazało, dla niego muzyka jest tym samym czym dla mnie fotografia. Po prostu tu całe nasze życie i rzeczy, które są dla nas najważniejsze. Nic nie jest w stanie stanąć ponad nimi. Nie miałam pojęcia, że mamy ze sobą tyle wspólnego. No ale też znalazły się rzeczy kompletnie sprzeczne.
Dopiero gdy Justin odprowadzał mnie do domu, przypomniałam sobie, że miała dziś przyjechać mama. Miałam nadzieję, że po tym co powiedziałam jej wczoraj przez telefon nie zjawi się wcale. humoru. Chyba jeszcze nigdy nie miałam tak udanego dnia jak dziś, więc nie chciałam by cokolwiek mi go zepsuło. Ale jednak, musiało znaleźć się coś takiego.
Na chodniku stał samochód mamy. Spojrzałam na werandę, siedziała na schodach. No to fajnie. Dzisiejszy dzień zakończy się bardzo ciekawie.
- ja muszę iść.
- masz gości?
- nie. Mama przyjechała. – nie kryłam przed nim, że nie podoba mi się to, że ona tu jest.
- powinnaś się cieszyć. Ja rzadko kiedy widzę się z tatą i nie jestem z tego zadowolony.
- mówiłeś, ale u mnie to wszystko wygląda zupełnie inaczej.
- rozumiem. Mam nadzieję, że kiedyś mi powiesz jak to jest.
- jeśli znajdzie się chwila to z miłą chęcią. – nie lubiłam gadać na ten temat. – odezwiesz się jeszcze? – miałam nadzieję, że tak.
- a chciałabyś? – na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- spędziłam miło czas, więc nie mam nic przeciwko. –
- to się odezwę, ale musisz jeszcze coś dla mnie zrobić.
- a co?
Wyjął z kieszeni markera i wręczył mi go. Wyciągnął w moją stronę rękę.
- poproszę o twój numer.
Zdjęłam zakrętkę i napisałam swój numer. Napisałam jeszcze swoje imię i dodałam obok uśmiechniętą minkę.
- proszę bardzo. – puściłam mu oczko. – ja już idę. Mama czeka. – skrzywiłam się. – do usłyszenia.
- chyba raczej do zobaczenia. – pocałował mnie w policzek i odszedł. Stałam jeszcze chwilę wpatrując się w jego oddalające plecy.
Mama siedziała na schodach i ciągle mi się przyglądała. Jej spojrzenie robiło się męczące, więc postanowiłam do niej iść. Nie chciałam jej zrobić przykrości więc postanowiłam udawać, że cieszę się ze spotkania z nią.
- hej mamuś. – przytuliłam ją na powitanie.
- no cześć. – jedyna osoba w rodzinie, która nie umie udawać. Widziałam po niej, że przyjechała tu tylko z poczucia obowiązku. – a więc to ten powód przez, który nie mogłaś się spotkać z matką? – wskazała głową w stronę, w która poszedł Justin.
- tak. Już jakiś czas temu zaplanowałam to popołudnie. Nie chciałam go sobie psuć. – szczerość. To ceniła sobie najbardziej  u innych, ale niestety ona nie zawsze była szczera wobec innych.
- a czy to czasem nie był ten młody piosenkarz, Justin Bieber? – szybka maska na twarz i udajemy, że nie wiadomo o czym mówi.
- co?! Nie no zdawało ci się. Jason jest bardzo do niego podobny. – jedyne imię jakie w tej chwili przyszło mi do głowy.
- pewnie masz rację. Zresztą ty przecież nie przepadasz za tym chłopakiem.
- nic do niego nie mam. – teraz za wszelką cenę chciałam go bronić, ale gdyby powiedziała coś takiego do mnie jakiś tydzień temu powiedziałabym jej, ze nie trawię chłopaka.
- odmieniło ci się. – zaczęła coś podejrzewać.
- po prostu dotarło do mnie, że nie warto oceniać ludzi których się nie zna. – powiedziałam jej to tak by zrozumiała, że mówię o niej. Ona prawie zawsze w ten sposób oceniała ludzi. By przypaść jej do gustu trzeba było dobrze wyglądać, mieć wypasiony samochód i tak dalej.
Nasza rozmowa tego dnia wyglądała tak jak zawsze. Zwykłe pytanie, a później wypominanie sobie co która zrobiła. Nie umiałyśmy się dogadać od kąt zostawiła tatę. Miałam jej to za złe i nie zmierzało do tego bym jej to wybaczyła.
Pojechała sobie zanim jeszcze tata wrócił do domu. Zawsze tak było. Ona wychodziła, a on kilka minut po niej wracał do domu. Ustaliliśmy pewną zasadę: nigdy nie gadamy o tym co działo się gdy była mama. Ja nie chciałam o tym mówić, a on nie chciał o tym słyszeć.
Poszłam do swojego pokoju. Wzięłam moją ulubioną płytę i włożyłam ją do odtwarzacza. Jak zawsze muzyka szła głośno tak, że nie usłyszałam kiedy tata wrócił do domu.
Robiło się już późno. Wyjęłam z szafki jakąś bluzkę i krótkie spodenki. Poszłam wziąć prysznic. Spędziłam w łazience trochę czasu. Po kąpieli poszłam coś zjeść, a raczej sprawdzić co jest w lodówce i zdecydować się na odgrzewany kawałek pizzy i szklankę soku. Poszłam z tym do swojego pokoju.
Gdy siedziałam na łóżku i jadłam, nagle zapiszczał mój telefon. Niewiele brakło, a polałabym się sokiem. Na szczęście wylałam tylko trochę na poduszkę. Stwierdziłam, że wyschnie i wstałam z łóżka by pójść po telefon, który leżał na biurku. To był sms od obcego numeru. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. To mógł być tylko Justin. Szybko odblokowałam telefon i nacisnęłam odczytaj wiadomość. „Właśnie siedziałem sobie na łóżku i brzdąkałem na gitarze. Zrobiło się gorąco, zdjąłem bluzę i na ręce ujrzałem twój numer. No i piszę. ;) Jak minął dzień i spotkanie z mamą?” zrobiło mi się miło po przeczytaniu tej wiadomości. Chciałam mu czym prędzej odpisać.
„Dzień bardzo miło, ale spotkanie z mamą niezbyt. ;| a Twój jak?” nacisnęłam wyślij. Wpatrywałam się w ekran. Po niecałych dwóch minutach dostałam sms’a z odpowiedzią. „Dzień niesamowity, tylko ten wieczór jakiś nudny. ;( szkoda, że nie mogę go spędzić z Tobą. Byłoby na pewno o wiele milej. :)” nie ma co, on naprawdę zaskakuje ludzi. Nie zwlekałam z odpowiedzią. „Kto powiedział, że nie mogę go spędzić z Tobą.” Bez zastanowienia wcisnęłam wyślij. Aż mi serce mocniej zabiło. Tym razem musiałam dłużej poczekać na odpowiedź. To było najdłuższe pięć minut w moim życiu. Przyszła kolejna wiadomość. „No nikt tego nie powiedział. :) Za 15 minut będę pod twoim domem. ; *.” Aż podskoczyłam z radości.
Szybko podbiegłam do szały, wyjęłam z niej moje ukochane dżinsowe rurki i bluzkę. Do tego jak zawsze trampki i byłam prawie gotowa. Wcisnęłam telefon do kieszeni i szybko uczesałam włosy. Po cichu zeszłam na dół. Wzięłam swoje klucze od domu i wymknęłam się na zewnątrz. Wyszłam przez furtkę i stałam na chodniku. Było ciemno. Po chwili podjechał jakiś samochód i zatrzymał się tuż przede mną. Otworzyła się szyba i a kierownicą ujrzałam Justina.
- wsiadaj piękna.
Czym prędzej wsiadłam do auta. Zamknęłam za sobą drzwi i wtedy…

***
tyle. xdd
zapraszam do obejrzenia filmiku dla @justinbieber od #PolishBeliebers 


niedziela, 24 kwietnia 2011

Rozdział 5


Rozdział 5 - "Do tamtego czasu"

… ujrzałam kolejną karteczkę, tym razem była to karteczka od taty. „Jutro przyjeżdża mama, mnie nie będzie więc się nią zajmij.” No nie. Tylko nie jutro. Nie przejmując się tym, która jest teraz godzina, wyjęłam telefon z kieszeni i wykręciłam numer do mamy. Długo nie odbierała, dopiero przy 9 sygnale usłyszałam jej głos.
- hej mamo.
- no hej córuś, co się stało, że dzwonisz?
- właśnie dowiedziałam się, że chcesz jutro przyjechać.
- tak, chciała cię odwiedzić.
- tylko mam problem, bo mam już zajęty dzień.
- jesteś tylko do południa w pracy, więc masz wolne popołudnie. – ja nie wiem, czy do niej nie docierało to, że może ja mam inne plany.
- właśnie popołudnie też mam zajęte.
- tata nic mi nie mówił. – lol. Czy do niej nigdy nic nie dociera?!
- bo on o niczym nie wie. Przecież nie muszę mu się ze wszystkiego spowiadać, mam już prawie siedemnaście lat. – zaczęłam się coraz bardziej denerwować.
- no to zrezygnuj z tego.
- nie.
- widujesz się ze mną  rzadko więc z tego czegoś możesz zrezygnować.
- nie mam zamiaru z tego zrezygnować. – zdenerwowałam się do tego stopnia, że odłożyłam słuchawkę. Nie przejmowałam się tym, że mogła się na mnie o to zdenerwować. Nie obchodziło mnie to w ogóle.
Spojrzałam na zegarek, była już godzina 10. Czas i pora iść spać. Poszłam do łazienki, wzięłam prysznic i założyłam na siebie piżamę. Idę spać, musiałam się wyspać, bo rano trzeba było wstać do pracy.

Godzina 6. Zadzwonił budzik. Aaaa. Na ślepo szukałam ręką budzika na szafce. Nie znalazłam, więc musiałam się podnieść. W pokoju było już strasznie jasno. Zapowiadał się bardzo słoneczny dzień. Z trudem zwlekłam się z łózka. Wygrzebałam z szafki mój ulubiony t-shirt, krótkie dżinsowe spodenki i wzięłam do tego białe trampki.
Dziś rano wyjątkowo nie byłam głodna, więc napiłam się tylko soku i wyszłam z domu.
Czas w pracy zleciał mi bardzo szybko. Był spory ruch, więc nie nudziło mi się i ciągle byłam czymś zajęta. Nie wiem dlaczego, ale nie mogłam doczekać się popołudnia. Byłam strasznie niecierpliwa.
Wybiła godzina 4 i właśnie wtedy gdy potrzymałam na zegarek zadzwonił dzwonek do drzwi. Aż podskoczyłam, wiedziałam, że się to wydarzy, ale jednak. Poprawiłam włosy i ruszyłam w stronę drzwi. Nacisnęłam na klamkę. Za drzwiami ukazał mi się Justin. Miał na sobie krótkie spodenki w kratkę, białą koszulkę, trampki i tradycyjnie jakiś wisiorek na szyji.
- hejka.
- hej.
- to co, gdzie idziemy?
- haha. Chciałabyś wiedzieć. Niespodzianka. – chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą. W ostatniej chwili przekręciłam klucz drzwiach i go wyjęłam. Wcisnęłam go do kieszeni. Miałam nadzieję, że tata zabrał swój, tak jak zawsze.
- czemu mi nie powiesz? – zrobiłam minę niewiniątka. Może to coś da, ale chyba jednak nie.
- bo nie byłoby wtedy niespodzianki kochana.
- ok. jak niespodzianka, to niespodzianka. – nie chciałam się sprzeczać, niech już mu będzie.
Gdy pod domem chwycił mnie za rękę, tak do tej pory jej nie puścił. Było to trochę dziwne. Ludzie, którzy nas mijali dziwnie się na mnie patrzyli. Czułam się z tym trochę nieswojo.
- daleko jeszcze? – znudziła mnie trochę droga i ta cisza, która panowała.
- już niedaleko. A ty co taka niecierpliwa?
- nie no, nie jestem, tylko tak trochę nudno. Mów coś. – szturchałam go.
- ałć. Nie musiałaś tak mocno. – udawał, ze go boli ręka.
- chciałam mocniej. – puściłam mu oko.
- jasne, jasne. Cienka jesteś i tyle.
- że co proszę? – zatrzymałam się.
- że cienka jesteś. – wystawił mi język i pobiegł przed siebie.
- przegiąłeś! – krzyknęłam i pobiegłam za nim. Byłam cienka w bieganiu, więc sporo czasu zajęło mi dogonienie go.
Znaleźliśmy się na plaży. Musiałam sporo biec, bo od mojego domu jest spory kawałek do plaży. Mama stwierdziła, że nie chce mieszkać bezpośrednio nad morzem, a tata miał całkiem inne zdanie. Więc w ramach kompromisu zamieszkali niedaleko, ale nie bezpośrednio nad morzem.
Słońce świeciło bardzo mocno. Zaczęłam żałować, że nie wzięłam okularów.
- to co teraz? – zdyszana w końcu się zatrzymałam.
- idziemy tam. – wskazał ręką na skałki.
- masz zamiar skakać, czy jak? – zaskoczył mnie. Ci, którzy szli na skałki, szli tam tylko po to by móc skakać do wody.
- nie. Nie dziś.
- nie dziś?
- innym razem pójdziemy poskakać. – podszedł do mnie i znów wziął mnie za rękę. No nie. Na plaży było dużo więcej osób niż wcześniej. Myślałam, że nie zniosę tych spojrzeń na sobie. Na szczęście nikt głośno się na nasz temat nie wypowiadał. I w tym całe szczęście.
Usiedliśmy na samym szczycie. Przed nami rozciągał się cały horyzont. Wyglądało to naprawdę ślicznie. Skojarzyło mi się to z czasami gdy byłam mała i każdy weekend spędzałam tu z rodzicami. Wszystko było takie fajne. Ale teraz już tego nie ma. Szkoda. Fajnie by było znów spędzić razem z nimi czas.
- co jest? Jesteś jakaś smutna. – z zamyślenia wyrwał mnie głos Justina.
- przepraszam, zamyśliłam się.
- nic się nie stało. a o czym myślałaś, jeśli można wiedzieć?
- przypomniały mi się czasy gdy przyjeżdżałam tu z rodzicami. Teraz przychodzę tu tylko ze znajomymi. Tata jest ciągle zajęty, a z mamą rzadko kiedy się widzę. Kiedyś wszystko było inne. – zrobiło mi się strasznie smutno.
- wiem jak to jest. Masz przy sobie tylko jednego rodzica, a twoim pragnieniem jest mieć ich obu przy sobie.
- tak. Tylko nie możesz tego ze sobą pogodzić. Oni mają gdzieś to jak to na ciebie wpływa.
- takie życie. – przytulił mnie do siebie. – ale nie ma co się tym przejmować. Będzie dobrze.
- racja. Jeden problem, to nie problem. – uśmiechnęłam się do niego.
- no i to mi się podoba. – odwdzięczył się tym samym. 
- eh. A tak właściwie, to czemu ty nie masz dziewczyny? – sama nawet nie wiem dlaczego wypaliłam z tym pytaniem.
- bo taka się do tamtego czasu nie znalazła.
- do tamtego czasu?
- chodzi mi o to, że kiedyś jej nie było. – spojrzał na mnie.
- czyli teraz jakąś znalazłeś? – zrobiłam się strasznie ciekawska.
- nie jakąś, tylko konkretną.
- no to pewnie jest z tego zadowolona. – ciągle się mu przyglądałam.
- ona jeszcze o tym nie wie i nawet nie domyśla się, że może chodzić o nią. – puścił mi oczko, a ja nie wiedziałam co ono może znaczyć.
- czemu o tym nie wie?
- bo jej nie powiedziałem i wydaje mi się, że ona nie chce takiej myśli do siebie dopuścić. – dopiero teraz zauważyłam, że przez ten cały czas trzymał mnie za rękę.
- to chyba jest z nią coś nie tak. – skrzywiłam się.
- z nią jest wszystko w porządku. Nawet zastanawiam się czy jej tego nie uświadomić. Jestem ciekaw jej reakcji. – zaczął się przysuwać w moją stronę.
- to co ty tu jeszcze robisz? Idź jej powiedz!
Nasze nosy już się prawie stykały. Nie wiedziałam jak mam się zachować. Gadaliśmy o jakiejś dziewczynie, na której mu zależy i nie byłam to na pewno ja, a on zachowywał się w ten sposób. Coś mi tu nie pasowało…
- ale ja właśnie… - nie dokończył zdania, bo...

***
dalszy ciąg już niebawem. :)